"W momencie, kiedy Nintendo wydało, w 1998 roku Pokemon Yellow nawiązującą do kultowego anime Pokemon, wszyscy zakochali się w spacerującym za trenerem Pikachu. I mimo upływu czasu, nadal jest jedną z najbardziej popularnych gier z pierwszej generacji.
Nic więc dziwnego, że Nintendo wyszło na przeciwko Fanom i postanowiło stworzyć re-make słynnej Pokemon Yellow. I tak, w roku 2018, dwa miesiące po 20 latach od premiery Pokemon Yellow w Japonii, na rynku pojawiła się kolejna gra z serii Pocket Monster: Pokemon: Let's Go Pikachu oraz Let's Go Eevee."
30 maja 2018 roku, podczas konferencji prasowej poświęconej grom Pokemon, zostały zaprezentowane dwie nowe rozgrywki z serii: Let's Go Pikachu oraz Let's Go Eevee. Oba wydania dedykowano na konsolę Switch. Co daje im miano pierwszych gier Pokemon na to elektroniczne urządzenie.
Rozgrywki te, zostały przetłumaczone z japońskiego na: angielski, niemiecki, hiszpański, francuski, włoski, koreański oraz chiński uproszczony i tradycyjny. Let's Go są finałowymi bliźniaczymi grami z Generacji VII, które są re-makem gier z Generacji I. Pierwszymi takimi grami, były wydane w 2004 roku Leaf Green oraz Fire Red.
Jako osoba, która wychowała się wraz z Kieszonkowymi Potworami, nie mogłam obejść obojętnie obok re-make'u mojej ulubionej gry z I Generacji. Dzięki uprzejmości znajomego, miałam przyjemność poznać Let's Go Pikachu i spędzić z nią przyjemne chwile.
Powróciły wspomnienia oraz nostalgia, a człowiek przypomniał sobie czasy dzieciństwa i beztroski. Zwłaszcza to, jak wolał spędzać czas przed ekranikiem Gameboy'a Color i polować na Pokemony oraz podnosić poziom przyjaźni swojego Pikachu, zaraz przed tym jak poznał sekretny sposób jej podbicia w celu wcześniejszego zdobycia Bulbasaura.
Gra, już na samym wstępie uderza w nas przyjemną dla oka kreską, a pojawiający się Pikachu, zapraszający nas do świata Pokemon zmiękczy niejedno serce.
Oczywiście, nie mogło zabraknąć tradycyjnego przedstawienia świata gry czyli Profesora Oak'a we własnej osobie.
Podobnie jak w poprzednich seriach, od Pokemon Crystal zaczynając mamy możliwość wyboru rozgrywki nie tylko chłopcem Chase (jap. Kakeru), ale również dziewczynką Elaine (jap. Ayumi). Opcji wyglądu jest kilka, niemniej późniejsza zmiana, poza ubiorem nie jest w ogóle możliwa. Szkoda, że Nintendo nie dało możliwości zmiany fryzury jak to było możliwe na przykład w Pokemon Moon. Niemniej narzekać nie będę, wszak sama zabawa w ubierankę Protagonisty/Protagonistki i naszego Kieszonkowego Stworka jest całkiem fajną zabawą. Zwłaszcza, kiedy Pikachu może założyć na nosek chociażby czadowe okulary dostępne w Celedon Department Store.
Fabuła
Podobnie jak w poprzednich grach Pokemon, zaczynamy naszą przygodę w rodzinnej miejscowości.
W tym przypadku jest to Pallet Town (jap. Masara Town). Co ciekawe, to właśnie tutaj, pierwszy raz spotykamy naszego przyjaciela i jednocześnie rywala Trace'a (jap. Shin). W poprzednich wersjach, miejscem poznania przeciwnika było laboratorium Oak'a, do którego musimy się udać. Profesora tam nie znajdziemy więc kierujemy się na Route 1, na której widzi jak ten dziękuje Pidgey'om za pomoc. Nie mija chwila, a ten, orientuje się, że był przez nas obserwowany. Nawiązuje się dialog, który zostaje przerwany przez Pikachu, który to pojawił się wręcz znikąd. Rozpoczyna się nasza pierwsza walka, czy raczej Pokemon Catching. Dostajemy instrukcję, w jaki sposób należy łapać Stworki.
Jak już uda nam się zamknąć Pikachu w Pokeball'u, Oak chwali nas za dobrze wykonane zadanie, jak na początkującego. I kiedy, chcemy podnieść złapanego Stworka, ten robi nam małego psikusa. Zaczyna skakać dookoła nas, po czym zwyczajnie ucieka. Okazuje się, że nasz poszukiwany nicpoń skrył się w laboratoroum Profesora, a dokładniej na stoliku z wcześniej leżącymi dwoma Pokemonami. Dodam tutaj, że jeśli ktoś się dobrze przyjrzał, to jedno miejsce między Pokeball'ami było wolne. I tak, po dotarciu na miejsce, mamy pozwolenie, aby wybrać swojego pierwszego Stworka. Jak to było w Pokemon Yellow, mamy tylko jedną możliwość, a jest nią Pokeball z wcześniej złapanym Pikachu, który to wyskakuje z niego. Nasza dłoń ląduje na łebku żółtej myszy, która widzi w nas swojego trenera, a raczej przyjaciela. O czym świadczy uderzenie jego lub jej łapki o nasze palce. Scenka jest naprawdę urzekająca i słodka. Od razu widać, że nawiązuje się coś w rodzaju więzi między nami, a naszym Pikachu.
W przypadku naszego rywala, oczywistym jest, że wybór pada na Eevee, tak samo jak miało to miejsce w Pokemon Yellow. Podstawową zmianą, jaka została wprowadzona w Pokemon Let's Go jest wcześniejsze otrzymanie Pokedexa. Ten, w oryginale otrzymywaliśmy dopiero po przekazaniu Oak'owi przesyłki ze sklepu w Viridian City jap. Tokiwa City, a nie po otrzymaniu Starter Pokemona. Nie oznacza to jednak, że całkiem pomysł został odsunięty z gry. Motyw ten pozostał niezmienny. I tak, po wyruszeniu do Viridian City napotykamy dzikie Kieszonkowe Potworki. Te swobodnie biegają po trawiastych miejscach i nie ma możliwości, jak wcześniej na tak zwane random encounter czyli niespodziewane spotkanie. Możemy, w każdej chwili wyminąć Stworki, bez próby łapania ich.
Kolejną zmianą, jaka została wprowadzona jest spotkanie członków Team Rocket, Jessie i Jamesa wraz z Meowth’em, którzy blokują możliwość udania się do Viridian Forest. Osoby, które grały w Yellow na pewno pamiętają starego mężczyznę blokującego drogę leżąc na niej. Możliwość pójścia dalej zostaje odblokowana w momencie, kiedy dostarczymy Oak'owi przesyłkę. To właśnie wtedy, zaczyna się cała nasza przygoda z Pokemonami i zostaniem najlepszym trenerem.
Główna linia fabularna, praktycznie nie różni się niczym od tej z wersji sprzed prawie dwudziestu laty. Spotykamy na swojej drodze trenerów, z którymi toczymy pojedynki, aby wzmocnić nasze Stworki, członków zespołu Team Rocket, w tym Jessie i James'a z Meowth’em oraz oczywiście Gym Liderów.
Nie możemy także zapomnieć o możliwość złapania trzech legendarnych ptaków Pokemonów, jakimi są Articuno, Moltres oraz Zapdos. Ich lokalizacje nie uległy zmianie. Nawet ognisty ptak, nadal jest możliwy do spotkania na Victory Road (jap. Champion Road), który w remake'ach Leaf Green oraz Fire Red został przeniesiony na jedną z Sevii Island (jap. Nanashima) zwaną One Island (jap. Island 1 ), na której znajduje się Mt. Ember (jap. Mt Tomoshibi).
Nie możemy także zapomnieć o legendarnych psychicznych Pokemonach jak Mew oraz Mewtwo. Ten drugi, tak jak w oryginale czeka na nas w Cerulean Cave (jap. Hanada Cave). W przypadku Mew, nie mamy możliwości z korzystania z małego tricku, jaki to był w grach z I generacji, tylko musimy nabyć Pokeball Plusa. To z niego, po połączeniu gry z przedmiotem uzyskujemy słodkiego Mew skrywającego się w Pokeballu.
Jedyną różnicą, jaką możemy dostrzec to alternatywna wersja przedstawionej historii z Pokemon Yellow. Postacie, takie jak Red czy Blue (jap. Green) nie są postaciami mającymi bardzo duży wpływ na świat. To zwyczajni trenerzy, którzy przed nami wybrali się w swoją podróż zostania najlepszymi trenerami Pokemon. Wygląda to tak, jakby nasze pojawienie się zmieniło całkowicie bieg historii znanej z Yellow.
Nowością na pewno jest pojawienie się Green (jap. Blue), którą możemy spotkać w Celurelan Cave. Podobnie jak my, próbuje odnaleźć i złapać Mewtwo. Oczywiście, to my jesteśmy tymi, którym udaje się tego dokonać i rzuca wyzwanie pod postacią pojedynku. Zabawne jest to, że po przegranym pojedynku, próbuje złapać nas w Pokeballa. Tak, tak. Uważa, że jesteśmy tak dobrzy, że chętnie zobaczyłaby nas w swojej kolekcji. Nie dość, że na przywitanie obrywamy od niej Pokeball'em w głowę, to jeszcze próbuje nas złapać. Plus jest taki, że mamy darmowe przedmioty, które możemy później wykorzystać.
Blue spotykamy kilkukrotnie podczas naszej podróży, pierwszy raz zaraz po pokonaniu Brocka (jap. Takeshi). Ponownie widzimy się z nim na S.S Anne (jap. St. Annu), podczas przejęcia Silph Company (jap. Sylph Company) przez Team Rocket, gdzie aby sprawdzić naszą drużynę wyzywa nas na pojedynek. Jeszcze później spotykamy go w Laboratorium Oak'a, a później w Viridian City, gdzie dowiadujemy się, w jaki sposób został Gym Liderem po tym jak Giovanni (jap. Sakaki). Oczywiście, podobnie jak z pozostałymi możemy stoczyć z nim ponowny pojedynek.
W przypadku pojawienia się Red'a w grze, musimy pokonać minimum sześciu Master Trainer's. Jeśli nam się to uda, mamy możliwość spotkania go przed Pokemon League na Indigo Plateau (jap. Sekiei Plateau). W momencie, kiedy uda nam się go pokonać, co nie należy do łatwego zadania otrzymamy tytuł Battle Master. Jednak, wspomniani wcześniej Master Trainer's pojawiają się dopiero po zakończeniu głównej linii fabularnej. Zatem, typowy post game nie jest tylko zwyczajnym ukończeniem rozgrywki, jak to miało miejsce w Pokemon Yellow, lecz daje nam możliwość dłuższej zabawy i stawiania poprzeczki w trenowaniu Stworków. Dodatkowym elementem, do post-game'a jest możliwość ponownej walki z Gym Lider's, co nie było możliwe w oryginalnej wersji gry. Dzięki temu, mamy kolejną sposobność zdobywania poziomów naszych Stworków niż tylko poprzez samo ich łapanie. No i możemy zarobić pieniądze, które są nam potrzebne do wykupienia Mega Stone's czy niektórych Technical Machine.
Jeśli chodzi o fabułę, nie mam w sumie nic do zarzucenia. Ta, jest prawie idealnie odwzorowana z oryginalną wersją. Nawet, o ile zdążyłam się zorientować, praktycznie wszystkie dialogi są wręcz wzięte z Pokemon Yellow. Daje, przynajmniej dla mnie takie poczucie nostalgii, a także odkrywania znanej historii w odświeżonej wersji. Ciekawymi dodatkami są wymagania, jakie został dodane przed walkami z Gym Lider's. Dzięki temu, nie skupiamy się tylko na samym łapaniu i trenowaniu Pokemonów, ale także na tym, aby sprostać wymaganiom narzuconym przez Twórców gry. Uważam, że to naprawdę dobry pomysł, który urozmaica rozgrywkę i powinien być wykorzystany w późniejszych grach Pokemon. Próba dostania się do Gym'u nie jest nudna i monotonna, na zasadzie wchodzimy do sali, pokonujemy w pojedynkach trenerów i toczymy ostateczną walkę z Liderem.
Grafika
Jeśli chodzi o graficzną stronę gry, to muszę przyznać, że byłam pod wielkim wrażeniem świata przedstawionego.
Odświeżone lokacje, sprawiły, że jeszcze bardziej odczuwa się nostalgię związaną z pierwowzorami. Muszę przyznać, że chyba najbardziej urzekły mnie animacje trenerów, którzy nawiązują do tak zwanych spritów ze starej gry. Miło jest, zobaczyć ruchome postacie, które kiedyś były tylko zwykłym obrazkiem nie mającm żadnych kolorów. Coś wspaniałego!
Grając w Let's Go Pikachu nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wszystko niczym takie, jak w anime. Chociaż, osobiście preferuję mangę. Design głównych bohaterów prezentuje się ciekawie. Przynajmniej wyglądają jak dzieciaki mające te dziesięć lat. Wcześniej, miałam odczucie, że nasz bohater jest zdecydowanie starszy niż w rzeczywistości.
Przed rozpoczęciem gry mamy do wyboru kolor skóry, a wraz z tym oczu oraz włosów. Fajna sprawa. Zawsze, jakaś miła odmiana nawiązująca do kilku wcześniejszych gier z serii. Szkoda tylko, że zrezygnowano z możliwości zmiany fryzury. Brakowało mi tego. Dobrze, że chociaż w niewielkim stopniu mamy opcję przebierania się. Wielki plus za to. Jak wspomniałam wcześniej, to miły dodatek do tego, żeby urozmaicić grę. Zwłaszcza, kiedy nasz partner może być ubrany w pasujące ubranko.
Co jeszcze mnie urzekło? Dopracowanie detali. Weźmy, dla przykładu Laboratorium Profesora Oak'a. Książki, na których widnieją jakieś tytuły czy podpisane pudełka. Tablice z notatkami, czy przyklejonym samoprzylepnymi karteczkami. Podobnie jest z biurkiem profesora. Tablica z informacją, gdzie występuje Rattata i jeśli dobrze myślę, notatkami czym się żywi. Wiecie, co mnie najbardziej urzekło w tej scenerii, nie mikroskop, czy kubeczek z długopisami, czy ramka ze zdjęciem, a czajniczek z naczynkiem do picia. I jeśli dobrze główkuję, to jest to typowy dla Japonczyków zestaw do parzenia herbaty. Naprawdę, fajnie jest impelementować takie kulturowe symble do gry. To pokazuje, jak dla nich jes to ważne i istotne. Myślę, że nawet, czasami bardziej niż nasza polskość.
Weźmy jeszcze jakiś inny przykład. Jedno z moich ulubionych miast, jakim jest Cerulean City jap. Hanada City. W końcu, to miasto ma w sobie jakąś tajemniczość i magię. Tak mi się, mniej wiecej kojarzyło to miejsce, kiedy czytało się opis miasta: "Hanada is the color of aqua mysteries" co w polskim tłumaczeniu brzmi następująco: "Posiada tajemniczą, błękitną aurę otaczającą całe miasto." Oczywiście, niebieski kolor dominuje. Urzekło mnie też to, że dachy budynków wyłożone są dachówką układającą się w rybią łuskę. Ciekawy zabieg, nie powiem. Pasuje idealnie do miejsca, w którym rezyduje Lider Wodnej Sali. Ładnym elementem krajobrazu są także latarnie. W moim odczuciu, kojarzą mi się trochę z kolczykami z zamkniętym szafirem. To, chyba przez te łańcuszki przypominające perełki. Tak, na pewno. Fajnym dodatkiem jest też fontanna, która uchodzi za magiczną. Stawiam, że miał to zastąpić, w Yellow sposób na szybkie uzyskanie przywiązania przez naszego Pokemona. Bowiem, kto z nas nie pamięta, jak można było dawać naszemu stworkowi Potion, do momentu, aż nad jego głową nie wyskoczyło mnóstwo serduszek? No właśnie!
W tej wersji gry nie mamy możliwości poruszania się za pomocą roweru. Trochę szkoda. To jednak, w jakiś sposób, jeden z nieodłącznych elementów. Nawet, jeśli zostało to zastąpione jazdą na Pokemonie, to jednak nie jest to, to samo co słuchanie przyjemnej dla ucha tak zostającej w głowie melodyjki. Wracając do tematu...teraz, mamy tam kolekcjonera rowerów. Można dam zobaczyć, jeśli dobrze pamiętam wszystkie rodzaje spotkane w poprzenich grach Pokemon. Naprawdę, zaskoczyli mnie tym miło. Tym bardziej, dodają tej nostalgii i człowiekowi, aż się gęba cieszy, naprawdę. Spacerując po pomieszczeniu możemy dojrzeć narzędzie takie jak śróbokrety, klucze czy inne dodatki niezbędne do naprawienia rowerów. Stawiam, że niektóre z tych pudełek czy pojemników to jakieś smary czy temu podobne rzeczy. Drobne detale pozwalające na poczucie, że ten świat, w jakiś sposób żyje. To jest bardzo duży plus!
I na sam koniec została nam wodna sala. Tutaj, to się zadziała istna rewolucja, dobrze, że nie kuchenna. Poza tym, że miejsce to nadal jest wielkim basenem, to zyskał sporo modyfikacji, jak wszystkie sale. Oczywiście i tutaj nie zabrakło siedzisk dla widzów, więc jeszcze bardziej można odczuć, że przebywamy w miejscu pojedynków. Stary motyw z miejscami do skoku został zachowany, podobnie jak droga, którą musimy przebyć, aby dostać się do Misty. Nowością za to, są detale na dolnej części ściany. Zauważyśliście? Jak się dobrze przyjrzycie, to możecie dostrzec kształty stworków: Laprasa, Horsea, Psyduck oraz Wartortle, pomiędzy którymi widnieją bańki wodne. Uroczy detal! Ciekawym pomysłem było także umieszczenie Misty na muszli z perłą ozdobionej wodnymi roślinami. Widać tutaj nawiązanie do słynnego obrazu "Narodziny Wenus". I takie coś, to ja popieram w grach!
Urzekło mnie również to, co widzimy za Misty. Wielki ozdobny witraż, jak mniemam z Pokemonami: Squirtle, Starmie, Dewgon'giem, ukrywającym się Tentacool'em oraz Goldeen. Ciekawy sposób na udekorowanie sali. Czuć, jeszcze bardziej, jaka jest domena lidera Cerulan City.
Oczywiście, jest więcej takich smaczków i mam nadzieję, że zwróciliście na nie uwagę. Chyba, że dostrzegliście coś, co innym umknęło?
Podsumowując, grafika jest przyjemna dla oka i urzeka, wręcz od samego początku. Nie mniej, zdarzają się niedociągnięcia, które w moim odczuciu mieć miejsca nie powinny. Czasami stworek nachodzi na otoczenie, co psuje cały obraz rogrywki. Odniosłam wrażenie, że niekiedy nie jest ona tak płynna jak być powinna. Chyba, że to ja mam za duże wymagania co do gier. Drzewa czy grzewy, mogli zdecydowanie bardziej dopracować, żeby nie wyglądały jak jakieś nałożone klocki z dodatkami prawie, że z rodem Minecrafta. Osobiscie do tej gry nic nie mam, bo taki był jej zamysł na śwat z klocków. Niemniej, w miejscu, w którym założnia są inne, takie coś nie powinno istnieć. Zauważyłam również, że niektóre detale są jakby niedopracowane. Cienowanie przypomina mi, jakby robione na szybko w jakimś prostym programie graficznym wstawionę do gry. Mocno widać takie niedociągnięca chciażby na Nugget Bridge jap. Golden Ball Bridge. Ja nie wiem, czy grafik od nadmiaru pracy uznał, że więcej dopacowywać szczegół nie trzeba, czy jak? Ozdoby na moście w ogóle nie przypomianją złotych kulek tylko...sama nie wiem, jak to w ogóle określić. Jeśli już, bawiono się w detale, powinny być bardziej dopracowane. Aczkolwiek, to moje zdanie. Nie musicie się z nim zgadzać, bo może są tacy, którzy lubują się w takich rzeczach.
Muzyka
Odświeżona muzyka jest bardzo przyjemna dla ucha. Nie doszło, do jakiś radykalnych zmian, jak to często się zdarza przy remak'u gry. Dobrym przykładem na to, jest słynna seria Final Fantasy X, w której to odnowionej wersji ścieżka dźwiękowa została dość mocno zmieniona.
Tutaj, melodia jaką słyszymy, przynajmniej mnie, w jakiś sposób relaksowała. Czasami włączałam grę, tylko po to, żeby odpocząć czy porysować przy muzyczce z Pokemonów.
Niekóre z miejsc mają tak zróżnicowaną melodię, że łatwo odczuć ich klimat. Pallet Town to takie nostalgiczne miasto przypominające o beztroskim dzieciństwie. Znowu Viridian City sprawia, że odkrywamy ten cały świat, szukamy przygody, która dopiero się zaczyna. Lawender Town jap. Sion Town, mimo, że nie ma tej upiornej, jak kiedyś muzyki, to jednak odświeżona wersja ma w sobie coś takiego, że słuchanie jej w późną nocą może wywołać ciarki na ciele.
Walki z liderami sal zostały podkręcone, więc emocje jednak jakieś się pojawiają. To bardzo dobrze! Wszak na tym, to przecież polega, czyż nie? Epicka wala, która ma pokazać, że jesteśmy godni otrzymania odznaki. Później dochodzi do tego pojedynek w Lidze Pokemon. Miło, że zachowali motyw, gdzie muzyka jest podobna do tej, słyszalną w salach. Zachowanie, tak banlanego elemntu jest przyjemne.
Pojedynek z Championem, dzięki odświeżonej muzyce, też ma jakiś swój urok. Może, nie oddaje, aż takich emocji jak oryginał, ale grunt, że w ogóle czegoś przyjemnego możemy doświadczyć.
Ogółem, muzyka jest jednym z plusów w tej grze. Odświeżone wersje, znanych melodii są zrobione bardzo dobrze. Nie są ani przesadzone, ani niedopracowane. To coś, do czego można wracać. Dają, jakąś taką przyjemność i pobudzają wyobraźnię. Podoba mi się to, dlatego ode mnie, w tej kwestii jest wielki approve.
Podsumowanie
Gra jest naprawdę przyjemna. Widać, że dokonano jakiegoś postępu, jeśli chodzi o gry Pokemon dedykowane na Switcha. No i, jak wiadomo, konsola daje dużo więcej możliwości niż te poprzednie.
Pokemon Let's Go to taki trochę odświeżony kotlet. Jego głównym zadaniem było przyciągnięcie fanów gry Pokemon Go, którzy weszli w świat Kieszonkowych Potworów i zdecydowali się zostać z nim na dłużej. Muszę przynać, że to twórcom udało się, wręcz doskonale. Zyskali nowe grono fanów, którym Pokemony skradły serca i pozwoliło zrozumieć lepiej, jak to wszystko wygląda. Chociaż, nadal uważam, że warto powrócić do pierwotnych gier, jeśli jest taka możliwosć i poznać ten świat od podstaw. Wynka to z tego, że pomimo kolorowego i cudownego świata, Let's Go nie posiada tego, co zawierają poprzednie wersje. Brakuje tego, przysłowiowego czegoś, co sprawia, że mimo przejścia rozgrywki wracamy do gry. Nawet po to, żeby potrenować Pokemony, przejść nową ekipą Elitarną Czwórkę. Tutaj, rozgrywka bardzo szybko się nudzi. Ja, byłam wręcz znudzona, w polowie gry. Cała opcja, z trenowaniem Stworków podczas walk straciła swój urok i nie chciało mi się tego zwyczajnie robić. To, nie było jakieś wyzwanie jak wcześniej. Sama frajda była w momencie, kiedy trzeba było namęczyć się, aby złapać upragnionego stworka. Teraz? Wystarczy dobrze trafić, wesprzeć się trenerem pomocniczym i hop siup i Pokemon złapany. Gdzie ta adrenalina, gdzie emocje? Nie ma. Wielka szkoda. Rozumiem, że chciano, w jakiś sposób zachęcić nowych Graczy, ale trzeba było pamiętać, także o tych, którzy z serią związani są od kilkunastu laty. Tak, przyznam szczerze, że jako Pokemon'owy wyjadacz poczuł się olana ze strony twórców. Nie mówię, że tytuł jest zły, bo zawiera w sobie naprawdę wspaniałe elementy, ale pójście, w kilku aspektach na łatwiznę, tylko rozjuszyło takich fanów jak ja.
Kwestia muzyki, jak wspomniałam wyżej, to największy plus tej gry. I chętnie, jeśli będę miała możliwość, zagram kolejny raz, głównie przez wzgląd na melodię przywodzącą na myśl anime.
Niemniej, grę polecam. Chociażby, po to, aby zobaczyć odświeżoną wersję gry, jaka skradła nam serce te kilka lat do tyłu. Miła odmiana od tego wszystkiego. Wracają wspomnienia, dobre wspomnienia, a przecież, oto chodzi w odświeżaniu gier. Przynajmniej, ja to tak odbieram.
Plusy
- Muzyka
- Grafika, zwłaszcza drobne detale nawiązujące do tradycji kultury Japonii
- Zachwano wiele nawiązań do pierwowzoru
- Rozwinięty post game
- Wprowadzenie postaci Red, Blue oraz Green
Minusy
- Brak możliwości toczenia walk z Pokemonami w dziczy
- Monotonność sprawiająca, że gra szybko się nudzi
- Opowiedzenie histori w alternatywnej rzeczywistości
- Brak, niektórych rozpoznawalnych elementów z poprzednich serii
Ocena Ogólna
8/10
Grafika użyta w tekście służy jako poglądowa. Wszelkie prawa należą do jej twórców tj. Nintendo Game Freak, Satoshi Tajiri, Ken Sugimori. Auor recenzji nie rości sobie do niej żadnych praw.
Źródło screenshot: Nintendo America Twitter Account